ZARZĄDZANIE, MAGAZYN, INTELIGENTNE TECHNOLOGIE
Zerwać nisko wiszące owoce. Co dziś automatyzujemy w pierwszej kolejności?
Automatyzacja magazynu nie musi zaczynać się od wielkich robotów i milionowych inwestycji. Wystarczy dobrze przyjrzeć się codziennym operacjom, by znaleźć obszary, które można usprawnić tu i teraz — małym kosztem, z dużym efektem. W tym artykule przyglądamy się, czym są „nisko wiszące owoce” w intralogistyce, dlaczego warto po nie sięgnąć i jak to zrobić mądrze: krok po kroku, z głową, a nie z rozmachem na pokaz.
Data publikacji: 25.09.2025
Data aktualizacji: 10.10.2025
Podziel się:

W dobie rosnących kosztów pracy, presji na efektywność i niedoborów kadrowych w centrach logistycznych automatyzacja przestaje być wyborem, a staje się koniecznością. Jednak nie każda firma może od razu pozwolić sobie na wdrożenie pełnego systemu AS/RS, floty robotów czy zaawansowanej analityki danych. Dlatego kluczowym krokiem na początku tej drogi jest identyfikacja „nisko wiszących owoców” – czyli procesów, które można zautomatyzować relatywnie łatwo, szybko i z wysokim zwrotem z inwestycji. Termin ten, zaczerpnięty z języka angielskiego (low-hanging fruit), odnosi się do rozwiązań dostępnych niemal od ręki – takich, które nie wymagają rewolucji organizacyjnej ani wysokiego budżetu. W intralogistyce będą to najczęściej zadania powtarzalne, przewidywalne i wymagające dużego nakładu pracy fizycznej: transport wewnętrzny, proste sortowanie, kompletacja czy zarządzanie buforami. To właśnie od nich warto zacząć.
Pojęcie „nisko wiszące owoce” (z ang. low-hanging fruits) pochodzi z języka ogólnego zarządzania i oznacza działania, które dają szybkie efekty przy minimalnym nakładzie zasobów. W kontekście automatyzacji intralogistyki termin ten odnosi się do obszarów, które charakteryzują się niską złożonością wdrożeniową, ograniczonym ryzykiem oraz wysokim prawdopodobieństwem sukcesu. Takie procesy często nie wymagają gruntownych zmian infrastrukturalnych, reorganizacji całej struktury magazynu ani integracji z zaawansowanymi systemami informatycznymi. Ich największą zaletą jest to, że stanowią idealny punkt wyjścia – fundament, na którym można budować kolejne etapy automatyzacji. To właśnie dzięki nim firmy mogą szybko przekonać się o realnych korzyściach płynących z inwestycji w technologie, zanim zdecydują się na bardziej złożone transformacje operacyjne.
Skąd konieczność sięgnięcia po nisko wiszące owoce?
Decyzja o automatyzacji procesów intralogistycznych nie wynika wyłącznie z chęci nadążenia za trendami technologicznymi. To odpowiedź na bardzo konkretne i coraz bardziej odczuwalne wyzwania operacyjne. Po pierwsze – braki kadrowe. W wielu regionach Europy, w tym w Polsce, rynek pracy w sektorze magazynowym jest mocno napięty. Zatrudnienie wykwalifikowanych operatorów staje się trudniejsze i droższe. Po drugie – presja na efektywność. Klienci oczekują coraz szybszych dostaw, większej dokładności i pełnej przejrzystości w łańcuchu dostaw. Tradycyjne procesy, oparte wyłącznie na pracy ludzi, coraz częściej nie nadążają za tym tempem.
Automatyzacja, szczególnie w obszarach o niskiej złożoności, pozwala nie tylko zwiększyć wydajność, ale także ustabilizować jakość operacji – ograniczyć błędy, przestoje i opóźnienia. Co więcej, wdrażając automatyzację krok po kroku, organizacja uczy się zarządzać zmianą technologiczną i rozwija kompetencje niezbędne do dalszej transformacji. Sięganie po „nisko wiszące owoce” staje się zatem nie tyle strategią poprawy, co koniecznym etapem adaptacji do zmieniającej się rzeczywistości logistycznej.
Jak po nie sięgnąć?
Aby skutecznie sięgnąć po nisko wiszące owoce w intralogistyce, nie wystarczy jedynie wiedzieć, co warto automatyzować – równie ważne jest, jak to zrobić. Automatyzacja to proces, który powinien być dobrze zaplanowany, dostosowany do specyfiki operacji i skoordynowany z celami biznesowymi. Warto zacząć od dokładnego audytu własnych procesów magazynowych. Należy przyjrzeć się operacjom powtarzalnym, czasochłonnym, generującym błędy lub tworzącym wąskie gardła. W tym celu pomocne będzie zebranie danych operacyjnych: czasów cykli, liczby interwencji ludzkich, poziomu błędów, rotacji towarów czy stopnia wykorzystania zasobów. Im lepiej zrozumiemy, jak działa nasz magazyn „tu i teraz”, tym trafniejsze będą decyzje dotyczące tego, co warto zmieniać w pierwszej kolejności.
Kolejnym krokiem powinno być określenie priorytetów – czyli wybór tych obszarów, które mają największy wpływ na efektywność całego przepływu materiałowego. Należy jasno wyznaczyć cele: czy zależy nam na skróceniu czasu kompletacji, zmniejszeniu liczby błędów, usprawnieniu komunikacji między strefami, czy może odciążeniu operatorów od zadań fizycznie wymagających? W zależności od odpowiedzi dobiera się odpowiednie technologie i modele działania. Co istotne, nie zawsze muszą to być systemy klasy high-tech – często znacznie skuteczniejsze (i bezpieczniejsze z punktu widzenia budżetu) okazują się proste, modułowe rozwiązania, które można wdrożyć szybko i bez gruntownej ingerencji w infrastrukturę magazynu.
Zanim jednak przejdziemy do fazy wdrożenia, warto rozważyć użycie narzędzi symulacyjnych. Dzięki nim możemy odwzorować istniejący przepływ materiałów, zasymulować działanie nowych rozwiązań i ocenić ich wpływ na cały system jeszcze przed fizycznym wdrożeniem. Symulacja pozwala uniknąć błędnych decyzji, przeanalizować różne scenariusze „co-jeśli” oraz oszacować przyszłą wydajność i opłacalność inwestycji. Coraz więcej firm korzysta z cyfrowych bliźniaków procesów magazynowych (tzw. digital twin), które umożliwiają analizę skutków automatyzacji w czasie rzeczywistym i dają lepszą kontrolę nad ryzykiem.
Dopiero po takiej analizie warto przystąpić do projektu pilotowego – najlepiej w wybranym dziale, ograniczonej strefie lub dla konkretnego przepływu materiałów. Pozwoli to przetestować rozwiązanie w warunkach operacyjnych, zebrać rzeczywiste dane i zbudować wewnętrzne kompetencje zespołu. Kluczowe na tym etapie jest również zaangażowanie pracowników, odpowiednie szkolenia oraz transparentna komunikacja. Żadna automatyzacja nie powiedzie się bez akceptacji i współpracy osób, które będą z nią pracować na co dzień. Dobrze zaplanowany, skalowalny start pozwala zdobyć doświadczenie, zminimalizować błędy i płynnie przejść do dalszych etapów transformacji.
Transport poziomy – AMR na pierwszy ogień
Z najbardziej oczywistych kandydatów do szybkiej automatyzacji w magazynie są procesy transportu poziomego – czyli przemieszczania towarów między strefami: od przyjęcia do składowania, ze strefy kompletacji do pakowania czy z buforów do wysyłki. Właśnie tutaj swoje miejsce znajdują AMR, czyli autonomiczne wózki transportowe. Ich ogromną zaletą jest to, że można je wdrażać modułowo, zaczynając od jednego pojazdu i rozbudowując system wraz z rosnącym zapotrzebowaniem. W przeciwieństwie do systemów wymagających dużych nakładów infrastrukturalnych AMR dają się stosunkowo łatwo zaadaptować do istniejącego układu magazynu. Dzięki nawigacji opartej na lidar i algorytmom definiującym trasy w oparciu rozpoznawanie otoczenia można je szybko wdrożyć bez konieczności budowania stałej infrastruktury. Dzięki temu inwestycja jest przewidywalna i skalowalna. Dodatkowo, flota AMR może pracować 24/7, zarządzając cyklami ładowania i eliminując przestoje, a jednocześnie odciążając pracowników z powtarzalnych i męczących zadań transportowych. To sprawia, że automatyzacja transportu poziomego to jeden z najczęstszych i najbardziej opłacalnych pierwszych kroków w stronę nowoczesnej intralogistyki.
Kompletacja wspierana technologią – pick-by-light i pick-by-voice
Kompletacja zamówień to jeden z najbardziej pracochłonnych i podatnych na błędy procesów magazynowych. Dlatego warto rozpocząć jej automatyzację nie od pełnej robotyzacji, lecz od wdrożenia prostych, sprawdzonych systemów wspierających pracę człowieka. Technologie pick-by-light i pick-by-voice to klasyczne przykłady rozwiązań typu „nisko wiszący owoc” – stosunkowo tanie, łatwe do wdrożenia i przynoszące natychmiastową poprawę jakości oraz wydajności pracy. Pick-by-light to system, w którym operator kierowany jest do odpowiedniego miejsca pobrania za pomocą sygnału świetlnego i wyświetlanej liczby sztuk. Dzięki temu proces jest szybszy, bardziej intuicyjny i niemal bezbłędny. Z kolei pick-by-voice to rozwiązanie, w którym operator otrzymuje instrukcje głosowe przez zestaw słuchawkowy, co pozwala mu pracować z pełną swobodą ruchu, bez konieczności patrzenia na ekran czy trzymania skanera. Oba systemy są skalowalne i łatwe do integracji z istniejącym WMS. To sprawia, że są idealnym punktem wyjścia dla firm chcących zmodernizować proces kompletacji bez wielkich inwestycji.
Pakowanie i etykietowanie – mały krok, duży efekt
Strefa pakowania i etykietowania to miejsce, gdzie bardzo często dochodzi do opóźnień, błędów i zatorów w przepływie towaru. Mimo to wiele firm traktuje ją jako „ostatni etap”, który nie wymaga większej uwagi. Tymczasem to właśnie tutaj można stosunkowo niskim kosztem osiągnąć znaczącą poprawę wydajności. Półautomatyczne stanowiska pakujące, zaklejarki kartonów, aplikatory etykiet czy weryfikatory kodów kreskowych to technologie, które nie wymagają skomplikowanej integracji i można je wdrożyć lokalnie — stanowiskowo. Pozwalają przyspieszyć procesy, zredukować liczbę błędów (np. niewłaściwe etykiety, źle dobrany rozmiar kartonu) oraz poprawić ergonomię pracy. Co ważne, urządzenia te często są dostępne w modelach mobilnych lub kompaktowych, co czyni je idealnym rozwiązaniem dla mniejszych i średnich magazynów. Automatyzując te pozornie proste czynności, można zyskać większą stabilność operacyjną, skrócić czas cyklu zamówienia oraz uwolnić zasoby ludzkie do bardziej złożonych zadań. To niewielki krok technologiczny, ale ogromny skok w kierunku wydajniejszej intralogistyki.
Sortowanie i konsolidacja – automatyzacja ostatniej mili magazynowej
Sortowanie towarów przed wysyłką, zwłaszcza w środowiskach o dużym wolumenie zamówień, bywa jednym z kluczowych wąskich gardeł operacyjnych. To proces z pozoru prosty, ale mocno podatny na błędy – szczególnie gdy odbywa się ręcznie, pod presją czasu. Dlatego właśnie obszar sortowania i konsolidacji to doskonały kandydat na szybkie, częściowe zautomatyzowanie. Już proste systemy oparte na przenośnikach, bramkach kierujących lub wagach dynamicznych mogą znacząco usprawnić proces grupowania zamówień według tras kurierskich, klientów, stref dostawy czy lokalizacji odbioru. W zależności od potrzeb można wdrożyć modułowy sorter liniowy, który sortuje paczki według kodów kreskowych lub RFID. Co istotne, takie rozwiązania nie wymagają od razu pełnej przebudowy magazynu — można je zastosować w jednej linii wyjściowej lub jako „hybrydę” wspomagającą pracę operatorów. Automatyzacja sortowania pozwala ograniczyć pomyłki, skrócić czas przygotowania wysyłek oraz uporządkować przepływ materiałów w ostatnim etapie realizacji zamówień. To inwestycja, która szybko się zwraca – nie tylko finansowo, ale i w postaci większej płynności operacyjnej.
Automatyzacja nie musi być rewolucją – zacznij od tego, co działa i się opłaca
Jak pokazują opisane wcześniej przykłady, automatyzację można – i należy – zaczynać od procesów powtarzalnych, prostych do wystandaryzowania i niekrytycznych z punktu widzenia operacyjnej elastyczności. Transport poziomy z użyciem AMR, systemy pick-by-light i pick-by-voice w kompletacji, półautomatyczne pakowanie czy sortowanie końcowe – to wszystko działania, które można wdrożyć relatywnie szybko, bez potrzeby przebudowy układu magazynu czy dużych nakładów integracyjnych. Co więcej, rozwiązania te są skalowalne, możliwe do przetestowania w wersji pilotażowej i dostępne technologicznie praktycznie „od ręki”.
Warto również podkreślić rolę odpowiedniego przygotowania organizacyjnego. Zanim sięgniemy po jakiekolwiek narzędzie automatyzacyjne, niezbędne jest rzetelne zrozumienie własnych procesów: gdzie występują straty, które operacje są najbardziej podatne na błędy, jakie czynności angażują najwięcej zasobów. Tu z pomocą przychodzi nie tylko analiza danych historycznych czy obserwacje operacyjne, ale również narzędzia symulacyjne i cyfrowe bliźniaki, które pozwalają „przetestować” automatyzację bez fizycznego wdrożenia. To podejście ogranicza ryzyko błędnych inwestycji i daje realne dane do dalszego planowania.
Nie mniej ważny jest czynnik ludzki. Nawet najlepiej dobrane rozwiązanie nie przyniesie spodziewanych efektów bez zaangażowania zespołu, jego przeszkolenia i uwzględnienia naturalnego oporu wobec zmian. Dlatego automatyzację należy prowadzić transparentnie, z udziałem pracowników operacyjnych i kierowników liniowych, a nie tylko jako projekt technologiczny „odgórnie wdrożony” przez dział IT lub inwestycji.
Na koniec: wdrożenie automatyzacji to nie punkt końcowy, ale początek nowego etapu zarządzania procesami magazynowymi. Każde rozwiązanie technologiczne otwiera przestrzeń do dalszej optymalizacji: integracji z systemami WMS/WCS, wykorzystania danych do predykcji i planowania czy rozwoju bardziej zaawansowanych form automatyzacji (jak kompletacja typu goods-to-person, pełne systemy sorterów czy roboty pickujące). Ale wdrożenie „nisko wiszących owoców” pozwala organizacji oswoić się z automatyką, zyskać doświadczenie, zbudować zaufanie do technologii i zobaczyć realny efekt w codziennej pracy.
Dlatego właśnie nisko wiszące owoce są tak ważne – nie jako „sztuczki na start”, ale jako logiczne, przemyślane fundamenty pod automatyzację, która ma realną wartość biznesową. To pierwszy mały krok w kierunku zmian nieuniknionych w dłuższym horyzoncie czasu.
Seweryn Prężyna
Consultany
Międzynarodowa Grupa Doradczo-Inżynierska Miebach Consulting
Zobacz również